przez TheDarkVenom » 14 cze 2011, 12:58
Nie tak szybko, nie tak szybko, panie Feldryku. Jak powiedział MG, jego kłamstwo sprawiło mi wielką satysfakcję. Nie umiesz kłamać. Ale przynajmniej tą odpowiedź mam, że wiem, iż nad wszelką miarę daleko od domu jestem. Co do dziejów, nie masz zatem najmniejszych szans ich zweryfikować, ale jeśli spokojniej ci będzie z tym spać, to słuchaj. Urodziłem się w zamku Maertellin, setki mil na zachód od Vallanth, naszej stolicy, jako nieprawy syn tamtejszego... na wasze to będzie chyba "hrabia", ale my mówimy na nich qyral. Nieświadom swego pochodzenia, służyłem tam do dwunastego roku życia, kiedy to zbiegłem i ruszyłem na wschód. Po drodze spotkałem tajemniczego wędrowca, a oczy świeciły mu jak mnie teraz. Powiedział mi, że idzie daleko, do kraju, gdzie piękno i bogactwo są dla sprawnego człowieka na wyciągnięcie ręki, bez względu na pochodzenie. Po drodze nauczył mnie technik przetrwania w dziczy, za co dotąd jestem mu wdzięczny. Tak więc po wielu dniach pieszej wędrówki dotarliśmy do miasta Kaartis. Wtedy jeszcze robiło na mnie ogromne wrażenie, ale wędrowiec ów powiedział, że idzie jeszcze dalej, do samej stolicy. W tym momencie można by powiedzieć, że byliśmy już przyjaciółmi. Gdy dotarliśmy do Vallanth, przeżyłem kolejny szok. O ile Kaartis było jeszcze w dużej części zamieszkane przez ludzi, o tyle tutaj niemal wszyscy byli podobni do innych istot zamieszkujących stolicę... pozwolę ci się domyślić jakich. Jednocześnie cały czas obserwuję otoczenie, błagając los, by nieznajoma wróciła i oszczędziła mi konieczności składania wyjaśnień rycerzykowi. Jeśli zgadnie, że chodzi o smoki, mówię: Ale, ale, teraz moja kolej na zadanie pytania. Cóż to za miejsce? Jeśli się nie domyśli, wzdycham tylko, ale nie mówię nic.
PS: Sznela, sznela, kontynuujmy już.
I powstaną Ci, którzy władali tym światem nim jeszcze pojawili się na nim wasi praprzodkowie.
I wy się przed nimi ukorzycie... lub zginiecie, krótkowieczni.